.
No tak, ale ta z Dobrego, złego i brzydkiego była lepsza mimo, że cały film słabszy.
ja nie potrafię ocenić który finał z tych dwóch filmów był lepszy, oba zakończenia mógłbym oglądać bez przerwy(jakieś 20 minut na pewno)
Popieram. Oba te pojedynki są epickie. W obu przypadkach rośnie napięcie, sięgające zenitu i jeszcze genialna muzyka Morricone, która wspaniale doprawia całość.
Z Dobrego, Złego i Brzydkiego i Pewnego Razu na Dzikim Zachodzie o niebo lepsza, ale to wcale nie umniejsza pojedynkowi z tego filmu. Wszystkie trzy pojedynki to po prostu magia kina, muzyki i reżyserii, Leone & Morricone to był duet.
E tam ten film jest najlepszy, tamte dwa każdy przecenia, a ten jest niedoceniany. Pewnego Razu na Dzikim Zachodzie jest strasznie nudne a Dobry,zły i brzydki prawie tak dobry jak 2 część lecz za długi i miejscami siada.
Western totalny, bez jakiejś długiej fabuły jak w 3 części. Clint i Lee Van Cleef stworzyli najlepszy duet w historii westernów, co tu dużo mówić legendy i tyle. Nie wiem czy ktokolwiek przebiję ich rolę.
Ja jestem jakiś odmienny, bo mi najbardziej podobał się pojedynek z "Za garść dolarów"
Zgadzam się z tym. Moja ulubiona scena. I jeszcze ta: Lee Van Cleef vs Klaus Kinski i pierwsza scena z fajkami - epickie widowisko. :D
W moim skromnym odczuciu Van Cleef zagrał tu lepiej od Eastwooda, co nie znaczy, że Eastwood był zły. A co do pojedynku to wolę ten z tego filmu niż z "Dobrego, złego i brzydkiego" - ta melodyjka wręcz magiczna :).. - smutna i nostalgiczna (zwł. dla kogoś, kto kojarzy historię tej melodyjki...) W pewnej chwili było mi b. żal tego pułkownika, bo myślałem, że polegnie od tego parszywca, ale Eastwood się zjawił i wyrównał szanse :)..
Van Cleef tu stworzył po prostu b. charyzmatyczną, pełnowymiarową i ciekawą postać. Długo nie było do końca wiadomo - ja nie wiedziałem - czy okaże się ostatecznie tym "dobrym" nazwijmy to, czy tym złym (np. będzie chciał wystawić Eastwooda do wiatru), ale okazał się tym dobrym. Nawet na forsie mu nie zależało.. Pojedynek na popisywanie się w strzelaniu do kapeluszu też przedni :)).
Van Cleef zawsze tak grał. ;)
Jeśli nie oglądałeś/-aś, polecam Ci włoski western "Dni gniewu" z Lee Van Cleefem i Giuliano Gemma. Tam również do końca nie wiadomo, 'po której stronie mocy' stoi bohater grany przez mistrza Van Cleefa.